Nie da się ukryć, że polskie sądownictwo nie ma dobrej opinii. Zwłaszcza osoby przegrywające proces są najczęściej bardzo zawiedzione. Były pewne swoich racji, a uzasadnienie wyroku nie było w stanie zmienić ich przekonania. Wielu z tych rozczarowań dałoby się jednak uniknąć, gdyby strony prawidłowo rozumiały jak działa sąd i nie wnosiły do niego spraw z góry skazanych na porażkę.
Rejonowy, okręgowy, apelacyjny, Najwyższy… A może ostateczny?
Dla wielu osób sprawa sądowa jest naturalnym rozwinięciem osobistego konfliktu. Poczucie krzywdy, wynikające często z błahego zdarzenia, oraz silna potrzeba udowodnienia własnej racji powoduje eskalację sporu i przeniesienie go z relacji osobistych w przestrzeń publiczną.
Gdy konflikt staje się sprawą osobistą, racjonalne myślenie schodzi na bok, a wniesienie sprawy do sądu staje się karą dla przeciwnika. Takie myślenie zakłada, że sąd oceni nie tyle jakiś konkretny problem prawny, lecz życiorysy stron. Żądanie pozwu może obejmować zasądzenie określonej kwoty pieniędzy, ale z uzasadnienia jasno wynika, że naprawdę chodzi o zasady, honor, rację itd.
W sprawie „o rację” pisma procesowe skupiają się na osobie przeciwnika i dążą do odmalowania jego postaci w możliwie najczarniejszych barwach. Pojawiają się więc zarzuty dotyczące postawy życiowej oponenta, jego rodziny, a nawet dalszych przodków. Autor pisma z kolei kreuje się na ofiarę prześladowań, o kryształowej moralności, która zmuszona została do żądania Sprawiedliwości (koniecznie z wielkiej litery) w sądzie.
Podobnie postępują również pozwani. Nie kwestionują np. istnienia długu, lecz twierdzą, że skandalem jest żądanie jego zapłaty przez taką osobę jak powód, „bo całe życie uczciwie pracowali dla kraju, a teraz nie mają za co leków kupić, a ten lichwiarz i pijak nie będzie się na ich krzywdzie bogacił” itp.
Przy takim myśleniu, od sądu oczekuje się rozstrzygnięcia, kto jest dobrym, moralnym człowiekiem, a kto jest godzien publicznego potępienia.
Nic bardziej błędnego. Sąd cywilny, nawet gdy jest to Sąd Najwyższy, nie jest sądem ostatecznym. Każdy kto myśli inaczej srodze się zawiedzie.
Jak właściwie działa sąd cywilny?
Przedmiotem oceny w procesie cywilnym nie jest postawa życiowa czy moralność stron, lecz ich prawa i obowiązki wynikające z norm prawa cywilnego. Sąd jest więc zainteresowany wyłącznie faktami, które pozwalają na zrozumienie jaka jest treść stosunku cywilnoprawnego, łączącego strony. Treść norm prawnych, z których wynika ten stosunek wyznacza zakres faktów podlegających udowodnieniu.
Powyższy opis może się wydawać skomplikowany, ale w rzeczywistości stosowanie prawa przez sądy jest znacznie prostsze niż wydaje się to większości stron. Najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie:
Z pozwu wynika, że powód dochodzi zaległej zapłaty z umowy sprzedaży. W takiej sytuacji udowodnieniu podlega: zawarcie przez strony umowy sprzedaży, treść umowy, wykonanie umowy przez powoda. Powód powinien więc przedstawić sądowi twierdzenia dotyczące tych okoliczności i przedstawić dowody na ich poparcie. Pozwany broniąc się może negować istnienie umowy, wskazywać, że termin zapłaty jeszcze nie nadszedł albo twierdzić, że nie ma obowiązku zapłaty bo nie otrzymał towaru.
Fakt, że któraś ze stron pije, donosi czy też nie mówi „dzień dobry” sąsiadom nie ma żadnego znaczenia dla rozpoznania sprawy, choćby nawet przeciwnik przedstawił niebudzące wątpliwości dowody, że takie okoliczności rzeczywiście zachodzą.
Sąd na podstawie informacji zawartych w pozwie, a przede wszystkim w jego żądaniu, identyfikuje stosunek prawny, jaki łączy strony według powoda, następnie przyporządkowuje go do określonego przepisu. Postępowanie dowodowe służy natomiast sprawdzeniu czy w analizowanej sprawie doszło do zdarzeń, o których mowa w tym przepisie. Jeżeli sąd dojdzie do przekonania, że w danej sprawie zachodzą wszystkie warunki, które norma prawna wskazuje jako podstawę do świadczenia przez drugą stronę, to uwzględni powództwo. Stanie się tak bez względu na fakt, że pozwany skądinąd jest wzorowym obywatelem, a powód cieszy się wątpliwą sławą.
Sprawiedliwość w sądzie cywilnym to realizacja normy prawnej, a nie osądzenie stron z punktu widzenia norm moralnych. Osobom myślącym inaczej można zadedykować słowa rzymskiego poety Marcjalisa:
Płacić sędziemu i pchać w adwokata!?
Spłać dług, Sekstusie — będzie mniejsza
strata.
Czego jeszcze nie robi sąd?
Poza błędnym przekonaniem o istocie procesu cywilnego źródłem rozczarowań jest oczekiwanie, że sąd przeprowadzi śledztwo, w który ustali jak naprawdę kształtowały się relacje stron.
Wprawdzie podstawą wyroku powinny być prawdziwe ustalenia faktyczne, jednak nie oznacza to, że sąd ma ich dokonać z własnej inicjatywy. Swoje przekonanie nt. faktów dotyczących sprawy sąd kształtuje na podstawie dowodów przedłożonych mu przez strony.
W procesie cywilnym obowiązuje zasada kontradyktoryjności, co oznacza, że to strony prowadzą spór i przedstawiają dowody, a do sądu należy ich ocena, a nie odszukiwanie i gromadzenie. Sąd nie wyręczy nas w poszukiwaniu dowodów. Mówiąc dobitnie, nasz spór z przeciwnikiem nie jest problemem sądu – jest to sprawa stron i to one powinny zadbać o własny interes, przedstawiając sądowi odpowiednie dowody. Decydując się na wszczęcie sprawy sądowej musimy się więc zastanowić czy mamy szansę udowodnić nasze twierdzenia, bo sąd na pewno tego za nas nie zrobi.
Jak ocenić czy warto skierować sprawę do sądu?
Skierowanie pozwu do sądu nie powinno być nigdy spontaniczną decyzją, efektem porywu emocji. Przede wszystkim należy się zastanowić co właściwie chcemy osiągnąć? Czy naprawdę mamy do czynienia z problemem prawnym, czy też chcemy udowodnić komuś (a może bardziej sobie) jakąś abstrakcyjną rację? Konieczna jest ocena czy w ogóle istnieją przepisy prawne, które pozwalają na realizację naszego interesu. Jeśli odpowiedź na to pytanie jest pozytywna, to musimy rozważyć czy dysponujemy dowodami dla wykazania naszych twierdzeń przed sądem.
Pamiętajmy też, że nasz osąd nie jest obiektywny. Będąc bezpośrednio zaangażowanym w sprawę, trudno o konstruktywną samokrytykę i spojrzenie z dystansem na własne postępowanie. Warto więc zasięgnąć rady osób niezaangażowanych osobiście w sprawę.
Najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest oczywiście skorzystanie z porady adwokata lub radcy prawnego. Profesjonalny prawnik przeanalizuje problem i oceni czy w ogóle mamy z czym iść do sądu oraz ile możemy stracić, w wypadku przegranej. Warto przy tym pamiętać, że nie musimy od razu zlecać adwokatowi prowadzenia całej sprawy, ani nawet sporządzenia pozwu. Już samo skorzystanie z pojedynczej porady prawnej może zmienić nasz punkt widzenia i ochronić nas przed uwikłaniem się w zbędny i kosztowny proces.